WISŁAWA WIŚKA SZYMBORSKA

Polska Noblistka - Wielka Dama polskiej poezji




Bardzo skromna, z ogromnym poczuciem humoru, czego wyraz dawała w swojej całej twórczości. Była ucieleśnieniem wolności, wielkości w połączeniu ze skromnością. Niezwykle mądra i pogodna, nie cierpiąca patosu - czego dawała wyraz w swojej poezji, która była zabawą, grą słów. Wisława bawiła się językiem, odkrywając coraz to jego nowe znaczenia i możliwości, przez co jej utwory stawały się pełne radości i optymizmu. Wielbiła kicz i telewizyjne seriale, zbierała stare pocztówki i czasopisma, francuskie żurnale z fin de siecle'u, a też różne gadżety i bibeloty (wykorzystywała je w loteryjkach fantowych, jakie urządzała przy różnych okazjach). Wisława Szymborska nie czytała beletrystyki, a jeśli chodzi o wiersze, to czytała głównie wiersze przyjaciół. Z wielu pism czytała regularnie "Odrę", "Kwartalnik Artystyczny", "Literaturę na Świecie", "National Geographic", "Politykę", a "Gazetę Wyborczą" w czwartki, piątki i soboty. Lubiła bardzo oglądać telewizję, głównie kryminały, ale także lubiła kanał Discovery i Reality TV. Podziwiała Vaclava Havla, Ellę Fitzgerald, Woody Allena, Andrzeja Gołotę i niewolnicę Isaurę.

Przyjaciele poetki opowiadają o wielkiej jej "słabości" do Andrzeja Gołoty. Andrzej Gołota był wielką miłością Wisławy Szymborskiej a w jej domu stała jego tekturowa podobizna. Wisława zarywała noce, by zobaczyć jak - głównie - przegrywa. Dla Andrzeja Gołoty poetka zaczęła oglądać "Taniec z Gwiazdami", by podziwiać jak tańczy. Potrafiła wstać w środku nocy by obejrzeć w telewizji transmisję z walki boksera za oceanem. Trzymała w domu tekturową podobiznę Gołoty. Subtelną noblistkę ten brutalny bokser fascynował. Była w tym cała przewrotność poetki i jej poczucie humoru. Z jej słabości do Andrzeja Gołoty przyjaciele dobrotliwie pokpiwali. Podarowali jej tomik z utworem podpisanym „Gołłota”, który jest parodią wiersza Czesława Miłosza:

„Który skrzywdziłeś boksera prostego
Śmiechem nad klęską jego wybuchając
Bandę szyderców wokół siebie mając
Na pomieszczenie dobrego i złego -
Nie bądź bezpieczny. Bo bokser to bokser
Możesz go zabić bez cienia rozterki
Ale pamiętaj – zostaną bokserki...”

Z tego co wiadomo, Wisława Szymborska i Andrzej Gołota spotkali się tylko raz. Jedli obiad w tej samej restauracji. Jego otaczał krąg kibiców, a ona skromnie jadła posiłek przez nikogo nie rozpoznana. Nie wiadomo czy Andrzej Gołota kiedykolwiek przeczytał któryś z wierszy Wisławy Szymborskiej...



Wisława Wiśka Szymborska - współczesna wielka Dama Polskiej Poezji, eseistka, tłumaczka, felietonistka i krytyk literacki - urodziła się 2 lipca 1923 w Bninie koło Poznania - obecnie części Kórnika, zmarła 1 lutego 2012 po ciężkiej chorobie w Krakowie. Ojcem Wisławy był Wincenty Szymborski (1870 – 1936) – zarządca zakopiańskich dóbr hrabiego Zamoyskiego (tuż przed urodzeniem córki został przeniesiony do Kórnika w celu uporządkowania tamtejszych spraw finansowych), a matką była Anna Maria z d. Rottermund (1890 – 1960). Rodzice Wisławy Szymborskiej przenieśli się w styczniu 1923 z Zakopanego do Kórnika, dokąd hrabia Zamoyski wysłał Szymborskiego w celu uporządkowania spraw finansowych jego tamtejszej posiadłości. 


Od 1924 rodzina Szymborskich mieszkała w Toruniu, od 1929 w Krakowie przy ul. Radziwiłłowskiej. Wisława Szymborska uczęszczała tam początkowo do Szkoły Powszechnej im. Józefy Joteyko przy ul. Podwale 6, a następnie od września 1935 do Gimnazjum Sióstr Urszulanek przy ul. Starowiślnej 3-5. Po wybuchu II wojny światowej Wisława kontynuowała naukę na tajnych kompletach, a od roku 1943 zaczęła pracować jako urzędniczka na kolei, by uniknąć wywiezienia na roboty do Rzeszy. W tym też czasie po raz pierwszy wykonała ilustracje do książki (podręcznik języka angielskiego „First steps in English” Jana Stanisławskiego) i zaczęła pisywać opowiadania oraz – z rzadka – wiersze. Pierwsze utwory poetyckie opublikowała w krakowskim „Dzienniku Polskim”, następnie w „Walce” i „Pokoleniu”. Po wojnie Szymborska była związana ze środowiskiem akceptującym socjalistyczną rzeczywistość i trochę nawet przesadzała w wyrażaniu swojego entuzjazmu dla tych czasów, dla nowej rzeczywistości, czego nigdy nie ukrywała. Poetka od roku 1945 brała udział w życiu literackim Krakowa i w owym czasie największe na niej wrażenie wywarł Czesław Miłosz. W tym samym roku podjęła studia polonistyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale przeniosła się na socjologię. Studiów nie ukończyła, ze względu na trudną sytuację materialną. Spotkanie Czesława Miłosza było przełomowym momentem w życiu Szymborskiej. To Miłosz był jej Nauczycielem, wzorem do naśladowania i była pod jego wielkim wpływem. W latach 1947-1948 była sekretarzem dwutygodnika oświatowego „Świetlica Krakowska” i zajmowała się ilustracjami do książek. Prowadziła warsztaty poetyckie w Studium Literacko-Artystycznym na Uniwersytecie Jagiellońskim w pierwszych latach jego istnienia. 

Wisława Szymborska w roku 1948 (kwiecień) wyszła za mąż za poetę Adama Włodka i zamieszkała wraz z mężem w Domu Literatów przy ul. Krupniczej 22. Małżeństwo nie trwało jednak długo, bo już w roku 1954 małżonkowie rozwiedli się. Od 1969 była związana z pisarzem Kornelem Filipowiczem aż do jego śmierci w 1990 (nie łączył ich jednak nigdy związek małżeński ani wspólne mieszkanie). Niepowtarzalny klimat środowiska Domu Literatów miał inspirujący wpływ na twórczość poetki. W 1949 roku pierwszy tomik wierszy Szymborskiej „Wiersze” (wg innych źródeł „Szycie sztandarów”) nie został przyjęty do druku, gdyż „nie spełniał wymagań socjalistycznych”. Debiutem książkowym został wydany w roku 1952 tomik wierszy „Dlatego żyjemy” z wierszami m.in. „Młodzieży budującej Nową Hutę” czy „Lenin”. Wisława Szymborskabyła nierozerwalnie związana z Krakowem i wielokrotnie podkreślała swoje przywiązanie do tego miasta. W latach 1953–1981 była członkiem redakcji „Życia Literackiego”, gdzie od 1968 roku prowadziła stałą rubrykę „Lektury nadobowiązkowe”, które zostały później opublikowane także w formie książkowej. W latach 1981 – 1983 wchodziła w skład zespołu redakcyjnego krakowskiego miesięcznika „Pismo”. Wisława była członkiem i założycielką Stowarzyszenia Pisarzy Polskich (1989), członkiem Polskiej Akademii Umiejętności (1995). 
  • W 1952 w Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik” wydała pierwszy tom poetycki Dlatego żyjemy, w tym samym roku została członkiem Związku Literatów Polskich. 
  • W latach 1953–1966 była kierownikiem działu poezji „Życia Literackiego”
  • W latach 1967–1981 publikowała tam felietony Lektury nadobowiązkowe, które pisała do 2002. 
  • W 1983 nawiązała współpracę z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od 1988 była członkiem Pen Clubu, od 2001 była członkiem honorowym Amerykańskiej Akademii Sztuki i Literatury.

Polska Noblistka



Czas, w którym dostała Nagrodę Nobla określała z charakterystycznym dla siebie pełnym ironii humorem - "tragedią sztokholmską". Szymborska Wisława nie chciała rozgłosu i bardzo się przed tym broniła, zachowując do końca swoją prywatność, autorytet nie rozdrabniając się wypowiedziami na każdy temat. Nigdy też nie zabierała głosu w sprawach, na których się nie znała, albo uważała, że się nie zna. Mówiła, że nie wszystko jest na sprzedaż... Wisława Szymborska stanowi fenomen i zagadkę: skromna, zamknięta, dyskretna i wyciszona elektryzuje czytelników. Prostota jej wierszy skutecznie opiera się objaśnieniom badaczy i bezbłędnie trafia w gust współczesnego odbiorcy. Poetka nawiązuje kontakt z publicznością ponad głowami krytyków i bez pomocy mass mediów, a jej wiersze rozchodzą się w nakładach równych powieściom popularnym. Co decyduje o popularności Szymborskiej i jej sukcesie? Osobliwość stylu, odrębność, wyłączność rozumiana jako warunek twórczej i egzystencjalnej niezależności. Szymborska nie utożsamiała się nigdy z żadnym kierunkiem poetyckim, stworzyła własną szkołę pisania, własny język – pełen dystansu do wielkich wydarzeń historycznych, do biologicznych uwarunkowań ludzkiego istnienia, do społecznej roli poety, do systemów filozoficznych, ideologii, prawd przyjmowanych na wiarę, nawyków, stereotypów, zahamowań. Był to również język współczucia dla pokrzywdzonych, język zachwytu nad urodą życia, które poraża swym pięknem, nielogicznością, tragizmem. Język wyważonych sądów i stonowanych uczuć; język liryki kontrolowanej przez umysł chłodny i świeży, język poddany intelektualnym rygorom, które nie wykluczały wrażliwości na zwyczajne atrakcje bytu. Język na ogół lojalny wobec mowy potocznej, nieznacznie poszerzający jej zasoby leksykalne. Język paradoksu, z pozoru prosty, a w istocie wyrafinowany i przewrotny.

Wisława Szymborska pisze mało - obliczono, ze wydała zaledwie 350 wierszy zamykających całą epokę w naszej poezji. Wynika z tego faktu to, że do druku dawała tylko 4-5 utworów rocznie. Być może dzięki temu ograniczeniu są one bez wyjątku arcydziełami. Powszechnie uważa się, że mówiła jedynie o tym, co najważniejsze i konieczne. Sama poetka zapytana kiedyś dlaczego tak mało publikuje, odpowiadała: "Mam w domu kosz". Szymborska od połowy lat pięćdziesiątych należy do ścisłej czołówki polskich i europejskich poetów. Smutek i melancholię świata rozbraja swym dowcipem proponując uśmiech zamiast łez i smutku czy cierpienia. Szymborska stanowi fenomen i zarazem zagadkę: skromna, zamknięta, dyskretna i wyciszona elektryzuje czytelników. Prostota jej wierszy skutecznie opiera się objaśnieniom badaczy i bezbłędnie trafia w gust współczesnego odbiorcy. Poetka nawiązuje kontakt z publicznością ponad głowami krytyków i bez pomocy mass mediów, a jej wiersze rozchodzą się w nakładach równych powieściom popularnym. Co decyduje o popularności Szymborskiej i jej sukcesie? Osobliwość stylu, odrębność, wyłączność rozumiana jako warunek twórczej i egzystencjalnej niezależności. Szymborska nie utożsamiała się nigdy z żadnym kierunkiem poetyckim, stworzyła własną szkołę pisania, własny język - pełen dystansu do wielkich wydarzeń historycznych, do biologicznych uwarunkowań ludzkiego istnienia, do społecznej roli poety, do systemów filozoficznych, ideologii, prawd przyjmowanych na wiarę, nawyków, stereotypów, zahamowań. Był to również język współczucia dla pokrzywdzonych, język zachwytu nad urodą życia, które poraża swym pięknem, nielogicznością, tragizmem. Język wyważonych sądów i stonowanych uczuć; język liryki kontrolowanej przez umysł chłodny i świeży, język poddany intelektualnym rygorom, które nie wykluczały wrażliwości na zwyczajne atrakcje bytu. Język na ogół lojalny wobec mowy potocznej, nieznacznie poszerzający jej zasoby leksykalne. Język paradoksu, z pozoru prosty, a w istocie wyrafinowany i przewrotny, który uwielbiają sympatycy poetki. W 2002 roku ukazał się tomik poetycki zatytułowany „Chwila”. Jak napisano w „Polityce”: „Na nowy tomik kazała (…) czekać aż dziewięć lat, ukazuje się on w sześć lat po Nagrodzie Nobla i – żeby skończyć z arytmetyką – liczy dwadzieścia trzy wiersze.(…) Tym większym wszakże jest wydarzeniem: każdy z utworów, który wytrzymał proces wielokrotnej destylacji i surową krytyczną selekcję, jest krystalicznie czystym, precyzyjnym i zwartym minitraktatem: filozoficznym, metafizycznym, egzystencjalnym, mówi o sprawach najważniejszych w sposób skłaniający do odkrywczych medytacji i przemyśleń.”

Twórczość Wisławy Szymborskiej


Wiersze Szymborskiej to unikalna liryka o głębokiej refleksji pozbawionej patosu. Poezja mądra, intelektualna, zawierająca często wyraźny podtekst filozoficzny. Jej twórczość charakteryzuje precyzja słowa, lapidarność, częste posługiwanie się ironią, paradoksem, przekorą lub żartobliwym dystansem w celu uwypuklenia głębokich treści. Autorka często porusza tematy o charakterze moralistycznym i rozważa egzystencjalną sytuację człowieka jako jednostki i zbiorowości ludzkiej. Przedmiotem jej poezji nie były jej osobiste uczucia i przygody duszy, które przelewała na papier, ale też pisała o życiu zwyczajnych ludzi, na które patrzyła z wrodzoną jej inteligencją i poczuciem humoru z wielu perspektyw. To sprawiało iż miała zdrowy dystans i stosunek do życia, ludzi i tego, co tworzyła. W twórczości Wisławy Szymborskiej ważne miejsce zajmują także limeryki, z tego względu zasiadała ona w Loży Limeryków, której prezesem jest jej sekretarz Michał Rusinek. Wisława Szymborska uznawana jest również za twórczynię i propagatorkę takich żartobliwych gatunków literackich, jak lepieje, moskaliki, odwódki i altruiki

Wisława Szymborska nie była poetką liryczną w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Nie czyniła z własnego życia przedmiotu swojej poezji, co zresztą opisał kiedyś bardzo dobrze Czesław Miłosz, pokazując, że była "poetką dystansu", poetką bardzo nowoczesną. Pomimo tak właściwego jej dystansu - Wisława Szymborska nie izolowała się od ludzi, ale nie lubiła tłumów i wolała omijać tak duże skupiska ludzi z daleka. Miała krąg ludzi sobie bliskich, ale i oni nie znali jej wystarczająco dobrze, gdyż nie zwierzała się nikomu i nie robiła ze swojego życia publicznego cyrku, będąc niezwykle skromną osobą. Przede wszystkim Wisława Szymborska była bardzo życzliwą światu i bardzo dobrym człowiekiem. Jej przyjaciółka i wybitna interpretatorka jej poezjiAnna Polony mówi o Wisławie, że była kobietą spełnioną jako człowiek i jako artystka. 

Bohater wierszy Szymborskiej – „Żyje, więc może się mylić” i taką postawę poetka utrzymuje wobec świata i sztuki. O sztuce mówi, że według niej przypada jej tylko pozornie tylko skromna i mała rola, dająca się porównać z tą, jaką na dworach królewskich pełnił trefniś czy błazen, który miał przywilej nie tylko rozweselenia, ale i mówienia najbardziej nawet gorzkiej prawdy. Stąd m.in. w wierszach autorki „Stu pociech” tyle melancholijnego i wisielczego humoru, ironii, dowcipu i głębszego znaczeniowo żartu przywodzących na myśl gryzącą ironię wierszy Juliana Tuwima, groteskowe pomysły Konstantego I. Gałczyńskiego czy też błyskotliwe aforyzmy Stanisława Jerzego Leca.

Jak pisał jeden z krytyków: „Precyzyjna w wyrazie, niezwykle komunikatywna, pełna smutnego dowcipu poezja Wisławy Szymborskiej próbuje więc powiązać doświadczenia współczesne z odwiecznymi pytaniami poetów, kunsztem wyrazu, smakiem, wyczuciem stylu – pokonać próbuje człowiecze niepokoje”. Człowiek w tych utworach to istota podległa prawom biologii i nieuchronnościom historii, bezbronna i omylna, podlegająca wyobcowaniu i niespełnieniu, stale zagrożona w swych ludzkich nadziejach, z trudem porozumiewająca się z innymi. Te złożone filozoficznie i psychologicznie problemy podawane są w tych wierszach z wielką emocjonalną dyskrecją i dystansem myśliciela ironicznie pobłażliwego wobec człowieczych słabości, urojeń i uzurpacji świadomości subiektywnej. Lapidarność, kunsztowność i wdzięk metafor, łączących w sobie urok igraszki słownej i dowcipu z powagą, spowodowały wielką popularność czytelniczą w Polsce, jak i w kilkunastu krajach świata, gdzie były tłumaczone.
Mniej znana twórczość Wiśki

Limeryki "z lekka plugawe"

Dowcip i humor Szymborskiej trafił zaś na podatny grunt gdy zamieszkała na Krupniczej w Krakowie, w miejscu zasiedlonym przez pisarzy i poetów. To właśnie tam miłością do limeryków zaraził młodziutką Wisławę Maciej Słomczyński, i pod jego okiem poetka stworzyła ich mnóstwo, pamiętając również o zasadzie, że limeryk powinien być "z lekka plugawy". Swoje wierszyki nazywała żartobliwie lepiejami, moskalikami,odwódkami czy altruikami. A oto jeden z tych "plugawych limeryków":

Limeryk "z lekka plugawy"

"Był pewien rolnik w Neapolu,
Który zasadził chuja w polu,
Gdy przyszedł doń na wiosnę,
chuj rzecze: "Precz! Ja rosnę,
do widzenia, mój drogi Karolu"

Kleryk histeryk

"Pobożny kleryk z Limerick
używał pseudo Fryderyk
bo tak w atakach paniki
sygnował sprośne wierszyki
No cóż, kleryk histeryk"

Kanonik w moherze

"Pewien kanonik w moherze
rzekł, Kasiu ja w Boga nie wierzę
lecz pod wpływem zbożowej kawy
przestaje być taki niemrawy
i do ciebie klepie pacierze"

Na temat "niepoważnej" twórczości Wisławy Szymborskiej krążyły legendy. Zbierała pocztówki, archiwalne czasopisma, znajomym wysyłała okolicznościowe kolaże i namiętnie tworzyła limeryki. - "Ja znam Wisławę jako człowieka zabawy, prawdziwego homo ludens. O tej stronie jej osobowości najlepiej zaświadczają te zabawne kolaże, które otrzymujemy od niej od lat" - wspominała Irena Szymańska, tłumaczka i wieloletnia redaktorka wydawnictwa "Czytelnik", a prywatnie przyjaciółka Szymborskiej. Literackie zabawy - limeryki, epitafia, dystychy - gromadziły wokół poetki grono przyjaciół. Ci, który chcą poznać poetkę, rzeczywiście powinni wczytać się w jej twórczość, bo to poprzez nią "Wiśka" opowiadała o sobie. Uważni czytelnicy wiedzą zatem, że Szymborskiej podobało się malarstwo Vermeera z Delft, jej serce poruszył kiedyś Bohun i Sherlock Holmes, wielbiła filmy Felliniego, a w gronie ulubionych pisarzy znajdowali się Charles Dickens i Tomasz Mann.

Dopiero Nagroda Nobla wydobyła na jaw ten nurt jej twórczości. Zaczęło się od wieczoru autorskiego, jaki jej polscy wydawcy zorganizowali w listopadzie 1996 r. w krakowskim Starym Teatrze, na którym zgodziła się przeczytać swoje limeryki. 

Z limeryków podhalańskich 

Pewien baca w kurnej chacie
z owieczką żył w konkubinacie.
Ta beczy: "Ja to nawet lubię,
ale czy myśli pan o ślubie?
Bo jeśli nie, poskarżę tacie".

Z limeryków kontynentalnych 

Jawnogrzesznica z wioski Kłaj
w swoim zawodzie była "naj". 
Ale to zależało, 
czy jej się chciało, czy nie chciało -
taki już miała obyczaj. 

Z limeryków lozańskich 

Pewien młody wikary w Lozannie
lubił chodzić w rozpiętej sutannie. 
Lecz na widok kardynała
gasła w nim fantazja cała
i zapinał się starannie. 

Niewiele osób zapewne wie, że Szymborska, pracując w redakcji "Życia Literackiego", wraz z Włodzimierzem Maciągiem prowadziła "Pocztę literacką" - dział, w którym żartobliwie oceniano nadsyłane próbki literackie. Niedoszłej poetce Szymborska radziła: "Niech Pani spróbuje kochać się z prozą", mężczyźnie, który pytał, czy może "pisać ku pokrzepieniu serc", odpowiadała: "Ależ tak, byle czytelnym charakterem pisma albo na maszynie". Autorce, która zamieściła apel: "Zmieńcie, co chcecie, tylko wydrukujcie", odpisała: "Zmieniliśmy gruntownie i wyszły Liryki lozańskie. Niestety, już wydrukowane", a twórcę wiersza "Ze strzytu Babiej Góry" zapewniała, że "nie będzie miał w żadnej redakcji strzęścia".

Szymborska zasłynęła również jako zbieraczka pocztówek i dziwacznych przedmiotów, w skład jej kolekcji wchodziły między innymi prosię-pozytywka czy damska noga z marcepanu. Jerzy Pilch apelował nawet: "nie róbcie z niej zasłużonej wycinankarki i limeryczki" i dodawał: "Lubi kiczowate przedmioty, więc wszyscy jej znoszą jakieś paskudztwa".
Pilchowi odwdzięczyła się wdzięcznym wierszykiem-limerykiem, które tworzyła pasjami.

"Tu Pilch z kieliszkiem pustym w ręce.
Malarz dał wyraz jego męce".

Nie oszczędziła też innych kolegów z "Galerii pisarzy krakowskich", a nawet... siebie:

Tu Czesław Miłosz - chmurna twarz.
Klęknij i odmów "Ojcze nasz".

Szymborska - gips. Łaskawy los
obtłukł ją trochę, zwłaszcza nos.

Krynicki. Żona. Książki. Koty.
Malarz miał dużo do roboty.

Lipska od tyłu. Jej część przednia
nie dojechała jeszcze z Wiednia.

Joanna Olczak - druga Nike.
Luwr na wieść o tym wpadł w panikę.
Lepieje, moskaliki, altruiki

"Odwódki" miały w intencji poetki zniechęcać do alkoholu, przedstawiając ponure skutki nadużywania trunków. Źródłosłów oczywisty: ludowe przysłowie "od wódki rozum krótki". Artystka nie była jednak wrogiem alkoholu, co stwierdza wyznaniem: "Musze tu jednak z całym naciskiem podkreślić, że nie jestem nieprzyjaciółką alkoholu. W każdym wymienionym tu przypadku ostrzegam tylko przed jednym kieliszkiem za dużo. Moje totalne potępienie dotyczy wyłącznie płynu borygo i win domowej roboty".

Odwódki

Od whisky iloraz niski.
Od żytniówki dzieci półgłówki.
Od likieru równyś zeru.
Od burbona straszna śledziona.
Od martini potencja mini.
Od sznapsa wezmą cie za psa.
Od rumu pomruki tłumu.
Od samogonu utrata pionu.
Od koniaku finał na haku.
Od palinki wstrętne uczynki.
Od maraskino spadaj rodzino.
Od pejsachówki pogrzeb bez mówki.
Od śliwowicy torsje w piwnicy.

Pochodzenie "lepiejów" tłumaczyła tak: W pewnej podmiejskiej gospodzie podano mi kartę, w której przy pozycji "flaki" ktoś dopisał drżaca ręką: "okropne". Pomyślalam, że na tym poprzestać nie wolno. Nawet w najlepszej restauracji zdarzy się czasem jakieś paskudztwo. Trzeba następnych gości jakoś przed nim ostrzec. I ostrzegała. W ten sposób:

Lepieje

Lepiej złamać obie nogi,
niż miejscowe zjeść pierogi.
Lepiej mieć życiorys brzydki,
niż tutejsze jadać frytki.
Lepiej w glowę dostać drągiem,
niż się tutaj raczyć pstrągiem.
Lepiej mieć horyzont wąski,
niż zamawiać tu zakąski.
Lepiej wynieść się z osiedla,
niż tu przełknąć choćby knedla.
Lepszy ku przepaści marsz,
Niż z tych naleśników farsz.
Lepszy piorun na Nosalu,
niż pulpety w tym lokalu.

Lepieje z akcentem prorodzinnym 

Lepiej w domu zjeść konserwę,
niż mieć tutaj w życiu przerwę. 

Lepsza w domu świekra z zezem,
niż tu jajko z majonezem.

Lepsza ciotka striptizerka,
niż podane tu żeberka. 

Altruitki 

Oszczędzając wstydu damie
lepiej cicho siedź, ty chamie.

Miast okradać krowę z mleka
dój bliskiego ci człowieka.

Oszczędzając sił buldoga
sam za niego podnoś noga (śląskie).

Odpoczynek daj królicy,
sam się rozmnóż w kamienicy.

Ulżyj trawie w obowiązkach:
sam wybujaj na Powązkach. 

Moskaliki

Kto powiedział, że Francuzi
piją kawę z filiżanek, 
temu pierwszy dam po buzi 
pod świątynią Felicjanek.

Kto powiedział, że Finowie
mają wujów i kuzynów, 
krzyżem zdzielę go po głowie
w krypcie Ojców Kapucynów. 

Kto powiedział, że Bułgarzy 
mają coś w rodzaju duszy, 
temu przykrość się wydarzy
w studni Braci Templariuszy. 

Kto powiedział, że Huculi
mają pewien dryg do tańców, 
w samej przegnam go koszuli
spod zakrystii Zmartwychwstańców. 

Kto powiedział, że Jankesi
zwykli wstawać o poranku, 
tego nawet cud nie wskrzesi
u Pijarów na krużganku.

Ale chyba najlepiej niezwykłe poczucie humoru naszej noblistki obrazują "podsłuchańce", czyli bon-moty które poetka pieczołowicie zbierała w autobusach i kolejkach, na ulicach i korytarzach.

W kolejce
- Kościół już się podobno zgodził, że małpa pochodzi od człowieka. Masz pan pojęcie?
- Ja tam nic nie wiem. Do zoo nie chodzę. Żona z wnukami chodzi.

W autobusie
- Żona mi młodo umarła. Przed śmiercią obiecała, że będzie tam na mnie czekać. No dobrze, ale ja już stary dziad, łysy, połamany. Ja powiem: "Zosia, Zosia", a ona mnie wcale nie pozna. To jak to z nami będzie? Mam brać do trumny dowód osobisty?

Z balkonu na balkon 
- Pani Buczykowa, pani Buczykowa!
- Co takiego, pani Głowacka?
- Temu rudemu gołębiowi niech pani ziarna nie sypie. On już nie jest z tą siwą, on już sobie znalazł inną. 
- Oj, dobrze, dobrze, pani Głowacka. Będę przepędzała.

Z radia
- Zboczeńcy napadają tylko kobiety. No, chyba ze któryś jest nienormalny.

''...gdy ustaje naturalna oddychacja''

Dowcipne wierszyki Wisławy Szymborskiej - razem ze słynnymi wyklejankami - zostały zebrane w tomie "Rymowanki dla dużych dzieci".

“Nic dwa razy” wiersz Wisławy Szymborskiej

Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.

Choćbyśmy uczniami byli
najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata.

Żaden dzień się nie powtórzy, 
nie ma dwóch podobnych nocy, 
dwóch tych samych pocałunków, 
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.

Wczoraj, kiedy twoje imię
ktoś wymówił przy mnie głośno,
tak mi było jakby róża
przez otwarte wpadła okno.

Dziś, kiedy jesteśmy razem, 
odwróciłam twarz ku ścianie. 
Róża? Jak wygląda róża? 
Czy to kwiat? A może kamień?

Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś – a więc musisz minąć.
Miniesz – a więc to jest piękne.

Uśmiechnięci, współobjęci 
spróbujemy szukać zgody, 
choć różnimy się od siebie 
jak dwie krople czystej wody.

Wiersz ten "wyśpiewała" Łucja Prus. Znalazł się także w repertuarze Kory.
Wisława Szymborska i jej sekretarz Michał Rusinek
Pogoda ducha nie upuściła jej do końca. Kiedy w szpitalu podłączono ją do butli tlenowej szepnęła do swojego "pierwszego sekretarza" Michała Rusinka: 

Holendrzy to mądra nacja
wiedzą co robić,
gdy ustaje oddychacja.

Oboje cechowało duże poczucie humoru, a jednocześnie profesjonalizm i pracowitość. Przypatrywała się Wiśka Rusinkowi parę miesięcy - a potem zadzwoniła do jego mamy z wyrazami uznania, że tak dobrze wychowała syna. To, że Rusinek został sekretarzem Wisławy jest zasługą nieustannie dzwoniącego telefonu. Poetka popadała w coraz większy popłoch bojąc się podnieść słuchawkę, przerażała ją myśl, że miałaby prowadzić rozmowy z tymi wszystkimi przeważnie obcymi ludźmi, którzy dzwonili z całego świata, by w różnych językach gratulować jej nagrody Nobla, proponować wieczór autorski, uświetnienie jakiejś imprezy lub wyjazd za granicę, prosić o wywiad, autograf lub zgodę na tłumaczenie wierszy... Tak się złożyło, że o posiadaniu sekretarza myślała już wcześniej, od dawna męczyło ją załatwianie spraw urzędowych, prowadzenie korespondencji, bieganie na pocztę, regulowanie rachunków. Ale teraz sprawa jego znalezienia stała się paląca.

Zaprzyjaźniona z poetką Teresa Walas poleciła jej młodego człowieka. Szymborska na dzień dobry wskazała mu z rozpaczą niemilknący telefon. Pochylił się nad aparatem, stwierdził, że nie można go wyłączyć, bo gniazdko jest za szafą, a szafa - przymocowana do ściany, poprosił o nożyczki i przeciął kabel. Telefon zamilkł, poetka wpadła w zachwyt, a on pobiegł do sklepu kupić automatyczną sekretarkę, zainstalował ją i nagrał na niej lekko odstręczający komunikat, który zresztą próbuje zniechęcać do kontaktów z noblistką po dziś dzień. Teresa Walas, profesor polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, opowiada nam, że dla niej od początku było jasne, iż sekretarzem Wisławy musi zostać młody mężczyzna, bo to "stworzy między nim a jego pracodawczynią naturalny dystans o charakterze, że tak powiem, brechtowskim". O Michale Rusinku - swym studencie - tak mówi: - "Lojalny, inteligentny, dobrze wychowany, z językami i poczuciem humoru". Pani Profesor uznała więc, że najbardziej się będzie do tej pracy nadawał, tym bardziej, że akurat wtedy obronił (pisaną pod moim kierunkiem) pracę "Deconstructio antiquitatis. O relacjach tekstualnych w "Dii gentium" Macieja Kazimierza Sarbiewskiego". Sprawę przesądziła próba ogniowa z telefonem. 

Rusinek jednak skromnie podkreśla, że został sekretarzem tak, jak to zawsze bywało w Polsce, to znaczy przez protekcję. Kandydatów było wszak kilku, a co to za sztuka przeciąć kabel. Niestety, niemal od razu po przyjęciu do pracy musiał wyjechać na od dawna planowany urlop ze świeżo poślubioną małżonką. 

- Ukryłam ten fakt przed Wisławą, bo gdyby wiedziała, że nie będzie go praktycznie przez czas największej burzy i naporu, wpadłaby w panikę - opowiada nam Teresa Walas. - Utrzymywałam ją w przekonaniu, że wyjechał na krótko, lada moment będzie z powrotem, i harowałam za niego. Życie pokazało, że miałam rację, trzymając dla niego tę posadę. Wisława często powtarza: "Jeśli coś ci zawdzięczam, to Michałka". Znam ją i wiedziałam, że nie będzie chciała mieć instytucji, to jest sekretariatu, biura, urzędników, co więcej, że potrzebuje człowieka, który przyda jej się również, jak minie ta cała wokółnoblowska wrzawa. Michał tę potrzebę spełnia. W ich stosunku do siebie nie ma żadnego fałszywego koleżankowania się; Wisława ma łatwość przechodzenia na "ty", ale z Michałem są na "pan" i "pani". Łączy ich wspólne poczucie humoru. 

I rzeczywiście. Kiedy Rusinek zapowiada przez domofon, że przyjechał autobusem pełnym Japończyków, którzy proszą, by zeszła sfotografować się z nimi na podwórku, poetka nie barykaduje się, bo wie, że to żart. Ale inni się nabierają. Ostatnio zdarzyło się to Urszuli Kozioł, która na uroczystość z okazji otrzymania doktoratu honoris causa zaprosiła Szymborską do Wrocławia. Szymborska zatrzymała się u niej, a Rusinek w hotelu. Nazajutrz opowiedział, że gdy wieczorem wrócił do hotelu, w pokoju zastał - nie wiedzieć czemu - nieznaną panienkę z pejczem. 

- Jak nazywał się ten hotel? - spytała przerażona Urszula Kozioł. 
- Afrodyta - odpowiedział bez mrugnięcia okiem. 

Tylko Szymborska od początku wiedziała, że Rusinek zmyśla. Czasem jednak nawet ją udaje mu się nabrać. Kiedyś w prima aprilis nagrał się jej na sekretarkę głosem Władysława Bartoszewskiego. Miał frajdę, gdy zadzwoniła pytać, czy wie, jak zlokalizować Bartoszewskiego, który nie podał, gdzie się zatrzymał w Krakowie, a ma do niej jakąś ważną sprawę. Ona sama też zresztą ma skłonność do wymagających pewnego zachodu żartów. Kiedy podczas Targów Książki we Frankfurcie mieszkali w hotelu, gdzie na półpiętrze stał olbrzymi globus, wycięła z papieru, pokolorowała i przykleiła na środku Oceanu Spokojnego niedużą wysepkę. 
Szefowa Rusinka - jaka była?

Pierwsze kontakty Wisławy z Rusinkiem dotyczyły napisanej biografii "Wisławy Szymborskiej pamiątkowe rupiecie, przyjaciele i sny", którą poetka obiecała przeczytać, uzupełnić, a i też zautoryzować swoje wypowiedzi. Wydawca wisiał na karku, więc wysyłano książkę po kawałku pocztą kurierską. Rusinek odbierał to, zanosił do Szymborskiej, potem odbierał i odsyłał nam z jej uwagami. Kiedyś dla ułatwienia wysłano jakiś rozdział e-mailem. Odpisał: "Przesyłka dotarła - stop - pogubiła w attachmencie polskie znaczki - stop - wstawiałem je replacem i ręcznie - stop - psiakrew - stop. Wasz bardzo diakrytyczny M.R.". 

Od marca 1997 roku, kiedy to zaczęłyśmy z nim korespondować, wymieniliśmy blisko tysiąc listów. Od czasu do czasu pojawia się w nich "Szefowa". Dzięki temu jesteśmy na bieżąco co do różnych detali z życia i twórczości Szymborskiej. 

Wiadomość z podróży: "Szefowa prosiła, by Wam przekazać, że spełniło się marzenie jej życia i była w Neandertalu, gdzie zrobiła sobie zdjęcie pod drogowskazem. Powiedziała, że to mogłoby być niezłe na koniec Waszej książki" (30.04.1997). 

Przeprowadzka do trochę większego mieszkania, w trochę nowszym bloku: "Krążę w tę i z powrotem moim cinquecento, bo pani Wisława chce przenosić rzeczy tak po odrobince, po dwa wazoniki, po cztery miseczki, globus na jeden raz, bo przecież duży" (6.12.1997). 

Wyprawa do Ikei: "Pani Wisława zażyczyła sobie, by ją zawieźć do Ikei, gdzie nigdy nie była. Zachwyciła się, siedziała ponad godzinę, grzebiąc w jakichś dzindzibołach. Potem złożyła zamówienie, żeby jej kupić bekon, ale nie będąc pewna, czy jej sekretarz wie, co to bekon - narysowała mi przekrój poprzeczny bekonu. Jutro udaję się z rysunkiem do odpowiedniego sklepu" (20.01.1999). 

Misja specjalna do Pcimia i Lubomierza: "Dzwoni Szefowa i mówi: "Panie Michale, jedziemy do Pcimia". Okazuje się, że jest tam sklep z akcesoriami ogrodowymi, gdzie widziała kelnera naturalnej wielkości, z gipsu, który spodobał się państwu Czyżom, jej sąsiadom z Lubomierza. No więc mamy go kupić i - to nie koniec - wstawić im potajemnie do ogródka. Niestety, kelner uległ był wypadkowi i ma obtłuczone rączki. A szkoda, bo śliczny: morda usłużnego kryminalisty, na górze łysy, z tyłu tłustawe włoski, obcisły i przykrótki fraczek, w rączkach tacka i szmatka. Ostatni egzemplarz, producent zaprzestał produkcji, bo nie idą (500 zł). Na szczęście wzrok Szefowej padł na owieczkę naturalnej wielkości wzrokiem smutnym patrzącą przed siebie (114 zł). Nabyliśmy, zawieźliśmy do Lubomierza. Szefowa w każdej chwili gotowa zanurkować pod fotel, ja w czarnych okularach. Przelazłem przez płot, wstawiłem. Później doniesiono, że owieczka zrobiła na gospodarzach piorunujące wrażenie" (17.03.2000). 
Loteryjki i kolaże

Tradycję wspólnego wymyślania limeryków celebrowała w grupie przyjaciół, do której zaliczała się pisarkaMałgorzata Musierowicz, jej brat Stanisław Barańczak czy Julian Kornhauser. Podczas tych spotkań poetka organizowała także loteryjki (ku zgrozie i utrapieniu zaproszonych gości), w których nie było przegranych, gdyż każdy otrzymywał drobny podarunek (np. plastikową piłkę). Nie obywało się to bez poczucia humoru i ogólnej wesołości. Wielką pasją Wiśki było tworzenie pocztówek - kolaży, pieczołowicie wycinanych i komponowanych w zabawne sekwencje. Pytana o tę formę twórczości, Szymborska odpowiadała przewrotnie: "Kiedy wyklejam pocztówki, czuję się artystką". Kiedy chciała do kogoś z przyjaciół wysłać kartkę, szukała w swoim skarbczyku staroci, z czego by tu zrobić kolaż. Pracowicie wycinała ze starych gazet, magazynów, pocztówek dziwne obrazki, a także litery, i montowała z nich groteskowe kolaże z zabawnymi podpisami. Prężyli się na nich atleci, fruwały duchy i aniołki, tańczyły baletnice, przeciągały się koty, czasem pojawiał się motyw z jej poezji, jak choćby małpa czy cała seria neandertalczyków stawiających egzystencjalne pytania, czasem jakaś czytelna dla adresata aluzja (zatwardziała palaczka dostała na przykład findesieclową damę topless z podpisem "Od palenia piersi żółkną"). Jej kolaże były jak wiersze, jak małe poemaciki. To jeszcze jedna metoda podglądania życia, tworzenia nowych światów. Przed Noblem znali tę stronę jej twórczości wyłącznie adresaci, po Noblu - przyjaciele pokazywali jej kolaże w telewizji, publikowali w prasie, można je było oglądać na wystawach.
Nagroda Nobla

Literacką Nagrodę Nobla dostała w 1996 roku, jak napisano w uzasadnieniu za "Poezję, która z ironiczną precyzją pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi ukazać się we fragmentach ludzkiej rzeczywistości".


Droga do Nagrody Nobla Wisławy Szymborskiej była, jak sama twierdzi, "całkiem nieoczekiwana", choć możliwość otrzymania prestiżowej nagrody pojawiała się już od kilku lat. Gdy w 1996 roku poetka wreszcie została wyróżniona, wydawało się, że towarzyszący temu rozgłos nie jest jej na rękę... Nagroda Nobla była dla niej wielkim zaszczytem i wyróżnieniem, które sobie ceniła, ale była to też jakby dewastacja jej osobistego życia. Nagle znalazła się tam, gdzie nie bywała do tej pory i gdzie bywać nie lubiła - czyli na wielkiej scenie, w obliczu ludzi, którzy niewiele o niej wiedzieli czy też wcale jej nie czytali i nawet nie znali. Stała się siłą rzeczy celebrytką, którą otaczali ciekawscy, a czego ona nie lubiła i nie bawiło to jej wcale. Od tego momentu w 1996 roku będzie musiała mierzyć się z jeszcze większym zainteresowaniem i rosnącym tłumem dziennikarzy, pytających o jej prywatne życie. Te pytania są będą jej główną bolączką przez wiele lat. W końcu to ona zawsze mówiła, że wszystko, co ludzie powinni o niej wiedzieć, jest w jej wierszach. Nie przepadała nawet za robieniem jej zdjęć i jak kiedyś tłumaczyła "fotografowie kradną twarz".

Nagroda Nobla to też pewien "przemysł", w który laureat wchodzi. Pojawiają się dziennikarze, propozycje wyjazdów i wykładów - rzeczy, których Szymborska do tej pory nie robiła i co jej nie odpowiadało. Nie była więc z tego powodu dobrą laureatką, gdyż nie przynosiła tego rodzaju "korzyści". Problemem była też jej nieznajomość języka angielskiegoW tym sensie nie była dobrą laureatką, bo nie przynosiła korzyści tego rodzaju. Był też problem, że nie posługiwała się językiem angielskim, co też jej utrudniało bezpośredni kontakt z wieloma instytucjami i ludźmi, a było to dla niej bardzo nieprzyjemne. 

Był też ten świat, który miała umeblowany, znany, w którym dobrze się czuła. Miała ten niezwykły talent umiejętności dobrego życia. I to nagle wszystko zostało zburzone, ale przeszła przez to suchą stopą w końcu, choć na pewno zapłaciła sporo zdrowiem. Humor był częścią jej dystansu względem samej siebie i świata, co nie oznacza niepowagi. Nie była śmieszką. Element odklejenia się od tej powagi, która zawsze przechyla się gdzieś później w niepokojące rejony, których bardzo nie lubiła +zaciętych ust i fanatycznych spojrzeń+ był rodzajem wentyla egzystencjalnego, który ona miała w sobie i który objawiał się także żartem. Ludzi, którzy umieli być dowcipni, którzy mieli w sobie ten gen żartu ona sobie ceniła i na ogół się nimi otaczała". Należy do najczęściej tłumaczonych polskich autorów. Jej książki zostały przetłumaczone na 42 języki m. in.: angielski, francuski, niemiecki, holenderski, hiszpański, czeski, słowacki, szwedzki, bułgarski, albański i chiński.
WISŁAWA SZYMBORSKA – ODCZYT NOBLOWSKI

Poeta i świat


„Podobno w przemówieniu pierwsze zdanie jest zawsze najtrudniejsze. A więc mam je już poza sobą… Ale czuję, że i następne zdania będą trudne, trzecie, szóste, dziesiąte, aż do ostatniego, ponieważ mam mówić o poezji. Na ten temat wypowiadałam się rzadko, prawie wcale. I zawsze towarzyszyło mi przekonanie, że nie robię tego najlepiej. Dlatego mój odczyt nie będzie zbyt długi. Wszelka niedoskonałość lżejsza jest do zniesienia, jeśli podaje się ja w małych dawkach. Dzisiejszy poeta jest sceptyczny i podejrzliwy nawet – a może przede wszystkim – wobec samego siebie. Z niechęcią oświadcza publicznie, że jest poetą – jakby się tego trochę wstydził. Ale w naszej krzykliwej epoce dużo łatwiej przyznać się do własnych wad, jeżeli tylko prezentują się efektownie, a dużo trudniej do zalet, bo są głębiej ukryte, i w które samemu nie do końca się wierzy… W różnych ankietach czy rozmowach z przypadkowymi ludźmi, kiedy poecie już koniecznie wypada określić swoje zajęcie, podaje on ogólnikowe „literat” albo wymienia nazwę dodatkowo wykonywanej pracy.

Wiadomość, że maja do czynienia z poetą, przyjmowana jest przez urzędników czy współpasażerów autobusu z lekkim niedowierzaniem i zaniepokojeniem. Przypuszczam, że i filozof budzi podobne zakłopotanie. Jest jednak w lepszym położeniu, bo najczęściej ma możność ozdobienia swojej profesji jakimś tytułem naukowym. Profesor filozofii – to brzmi już dużo poważniej. Nie ma jednak profesorów poezji. To by przecież znaczyło, że jest to zatrudnienie wymagające specjalistycznych studiów, regularnie zdawanych egzaminów, rozpraw teoretycznych wzbogaconych bibliografią i odnośnikami, a wreszcie uroczyście otrzymywanych dyplomów. A to z kolei oznaczałoby, że po to, żeby zostać poetą, nie wystarczą kartki papieru zapisane choćby najświetniejszymi wierszami – konieczny jest i to przede wszystkim, jakiś papierek z pieczątką. Przypomnijmy sobie, że na takiej właśnie podstawie skazano na zesłanie chlubę poezji rosyjskiej, późniejszego Noblistę, Josifa Brodskiego. Uznano go za „pasożyta”, ponieważ nie miał urzędowego zaświadczenia,że wolno mu być poetą…
Przed kilkoma laty miałam zaszczyt i radość poznać Go osobiście. Zauważyłam, że on jeden, spośród znanych mi poetów, lubił mówić o sobie „poeta”, wymawiał to słowo bez wewnętrznych oporów, z jakąś nawet wyzywającą swobodą. Myślę, że to przez pamięć brutalnych upokorzeń, jakich doznał w młodości.

W krajach szczęśliwszych, gdzie godność ludzka nie jest naruszana tak łatwo, poeci pragną być oczywiście publikowani, czytani i rozumiani, ale nie robią już nic albo bardzo niewiele, żeby na co dzień wyróżniać się wśród innych ludzi. A jeszcze tak niedawno temu, w pierwszych dziesięcioleciach naszego wieku, poeci lubili szokować wymyślnym strojem i ekscentrycznym zachowaniem. Było to jednak zawsze widowisko na użytek publiczny. Przychodziła chwila, kiedy poeta zamykał za sobą drzwi, zrzucał z siebie te wszystkie peleryny, błyskotki i inne poetyczne akcesoria, i stawał w ciszy, w oczekiwaniu na samego siebie, nad niezapisaną jeszcze kartką papieru. Bo tak naprawdę tylko to się liczy.

Rzecz charakterystyczna. Produkuje się ciągle dużo biograficznych filmów o wielkich uczonych i wielkich artystach. Zadaniem ambitniejszych reżyserów jest wiarygodne przedstawienie procesu twórczego, który w rezultacie prowadził do ważnych odkryć naukowych czy powstawania najsłynniejszych dzieł sztuki. Można z jakim takim sukcesem ukazać pracę niektórych uczonych: laboratoria, przeróżne przyrządy, mechanizmy wprowadzone w ruch są zdolne przez pewien czas utrzymać uwagę widzów. Ponadto bardzo dramatyczne bywają chwile niepewności czy powtarzany po raz tysiączny eksperyment, z drobną tylko modyfikacją, przyniesie wreszcie spodziewany wynik. Widowiskowe potrafią być filmy o malarzach – można odtworzyć wszystkie fazy powstawania obrazu od początkowej kreski do ostatniego dotknięcia pędzla. Filmy o kompozytorach wypełnia muzyka – od pierwszych taktów, które twórca słyszy w sobie, aż do dojrzałej formy dzieła rozpisanego na instrumenty. Wszystko to jest w dalszym ciągu naiwne i nic nie mówi o tym dziwnym stanie ducha, zwanym popularnie natchnieniem, ale przynajmniej jest co oglądać i jest czego słuchać.

Najgorzej z poetami. Ich praca jest beznadziejnie niefotogeniczna. Człowiek siedzi przy stole albo leży na kanapie, wpatruje się nieruchomym wzrokiem w ścianę albo w sufit, od czasu do czasu napisze siedem wersów, z czego jeden po kwadransie skreśli, i znów upływa godzina, w której nic się nie dzieje… Jaki widz wytrzymałby oglądanie czegoś takiego? Wspomniałam o natchnieniu. Na pytanie, czym ono jest, jeśli jest, poeci współcześni dają odpowiedzi wymijające. Nie dlatego, że nigdy nie odczuli dobrodziejstwa tego wewnętrznego impulsu. Przyczyna jest inna. Niełatwo wyjaśnić komuś coś, czego się samemu nie rozumie. Ja także, pytana o to czasami, istotę rzeczy obchodzę z daleka. Ale odpowiadam w sposób taki: natchnienie nie jest wyłącznym przywilejem poetów czy artystów w ogólności. Jest, była, będzie zawsze pewna grupa ludzi, których natchnienie nawiedza. To ci wszyscy, którzy świadomie wybierają sobie pracę i wykonują ją z zamiłowaniem i wyobraźnią. Bywają tacy lekarze, bywają tacy pedagodzy, bywają tacy ogrodnicy i jeszcze setka innych zawodów. Ich praca może być bezustanną przygodą, jeśli tylko potrafią w niej dostrzec coraz to nowe wyzwania. Pomimo trudów i porażek, ich ciekawość nie stygnie. Z każdego rozwiązanego zagadnienia wyfruwa im rój nowych pytań. Natchnienie, czymkolwiek ono jest, rodzi się z bezustannego „nie wiem”.

Takich ludzi nie jest zbyt wielu. Większość mieszkańców tej ziemi pracuje, żeby zdobyć środki utrzymania, pracuje, bo musi. To nie oni z własnej pasji wybierają sobie pracę, to okoliczności życia wybierają za nich. Praca nielubiana, praca, która nudzi, ceniona tylko dlatego, że nawet w tej postaci nie dla wszystkich jest dostępna, to jedna z najcięższych ludzkich niedoli. I nie zanosi się na to, żeby najbliższe stulecia przyniosły tutaj jakąś szczęśliwa zmianę. Wolno mi więc powiedzieć, że wprawdzie odbieram poetom monopol na natchnienie, ale i tak umieszczam ich w nielicznej grupie wybrańców losu. Tutaj jednak mogą się w słuchaczach zbudzić wątpliwości. Rozmaici oprawcy, dyktatorzy, fanatycy, demagodzy walczący o władzę przy pomocy kilku byle głośno wykrzykiwanych haseł także lubią swoją pracę i także wykonują ją z gorliwą pomysłowością. No tak, ale oni „wiedzą”. Wiedzą, a to, co wiedzą, wystarcza im raz na zawsze. Niczego ponad to nie są ciekawi, bo to mogłoby osłabić siłę ich argumentów. A wszelka wiedza, która nie wyłania z siebie nowych pytań, staje się w szybkim czasie martwą, traci temperaturę sprzyjającą życiu. W najskrajniejszych przypadkach, o czym dobrze wiadomo z historii dawnej i współczesnej, potrafi być nawet śmiertelnie groźna dla społeczeństw.

Dlatego tak wysoko sobie cenię dwa małe słowa: „nie wiem”. Małe, ale mocno uskrzydlone. Rozszerzające nam życie na obszary, które mieszczą się w nas samych i obszary, w których zawieszona jest nasza nikła Ziemia. Gdyby Izaak Newton nie powiedział sobie „nie wiem”, jabłka w ogródku mogłyby spadać na jego oczach jak grad, a on w najlepszym razie schylałby się po nie i zjadał z apetytem. Gdyby moja rodaczka Maria Skłodowska-Curie nie powiedziała sobie „nie wiem”, zostałaby pewnie nauczycielką chemii na pensji dla panienek z dobrych domów i na tej – skądinąd zacnej – pracy upłynęłoby jej życie. Ale powtarzała sobie „nie wiem” i te właśnie słowa przywiodły ją, i to dwukrotnie, do Sztokholmu, gdzie ludzi o duchu niespokojnym i wiecznie poszukującym nagradza się Nagrodą Nobla.

Poeta również, jeśli jest prawdziwym poetą, musi ciągle powtarzać sobie „nie wiem”. Każdym utworem próbuje na to odpowiedzieć, ale kiedy tylko postawi kropkę, już ogarnia go wahanie, już zaczyna sobie zdawać sprawę, że jest to odpowiedź tymczasowa i absolutnie niewystarczająca. Więc próbuje jeszcze raz i jeszcze raz, a potem te kolejne dowody jego niezadowolenia z siebie historycy literatury zepną wielkim spinaczem i nazywać będą „dorobkiem”… Marzą mi się czasami sytuacje niemożliwe do urzeczywistnienia. Wyobrażam sobie na przykład w swojej zuchwałości, że mam okazję porozmawiania z Eklezjastą, autorem jakże przejmującego lamentu nad marnością wszelkich ludzkich poczynań. Pokłoniłabym mu się bardzo nisko, bo to przecież jeden z najważniejszych – przynajmniej dla mnie – poetów. Ale potem pochwyciłabym go za rękę. „Nic nowego pod słońcem” – napisałeś, Eklezjasto. Ale przecież Ty sam urodziłeś się nowy pod słońcem. A poemat, którego jesteś twórcą, też jest nowy pod słońcem, bo przed Tobą nie napisał go nikt. I nowi pod słońcem są wszyscy Twoi czytelnicy, bo ci, co żyli przed Tobą, czytać go przecież nie mogli. Także i cyprys, w którego cieniu usiadłeś, nie rośnie tutaj od początku świata. Dał mu początek jakiś cyprys inny, podobny do Twojego, ale nie całkiem ten sam. I ponadto chciałabym Cię spytać, Eklezjasto, co nowego pod słońcem zamierzasz teraz napisać. Czy coś, czym uzupełnisz jeszcze swoje myśli, czy może masz pokusę niektórym z nich zaprzeczyć jednak? W swoim poprzednim poemacie dostrzegłeś także i radość – cóż z tego, że przemijającą? Więc może o niej będzie Twój nowy pod słońcem poemat? Czy masz już notatki, jakieś pierwsze szkice? Nie powiesz chyba: „Napisałem wszystko, nie mam nic do dodania”. Tego nie może powiedzieć żaden na świecie poeta, a co dopiero tak wielki jak Ty.

Świat, cokolwiek byśmy o nim pomyśleli zatrwożeni jego ogromem i własną wobec niego bezsilnością, rozgoryczeni jego obojętnością na poszczególne cierpienia – ludzi, zwierząt, a może i roślin, bo skąd pewność, że rośliny są od cierpień wolne; cokolwiek byśmy pomyśleli o jego przestrzeniach przeszywanych promieniowaniem gwiazd, gwiazd, wokół których zaczęto już odkrywać jakieś planety, już martwe? jeszcze martwe? – nie wiadomo; cokolwiek byśmy pomyśleli o tym bezmiernym teatrze, na który mamy wprawdzie bilet wstępu, ale ważność tego biletu jest śmiesznie krótka, ograniczona dwiema stanowczymi datami; cokolwiek jeszcze pomyślelibyśmy o tym świecie – jest on zadziwiający.

Ale w określeniu „zadziwiający” kryje się pewna logiczna pułapka. Zadziwia nas przecież to, co odbiega od jakiejś znanej i powszechnie uznanej normy, od jakiejś oczywistości, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Otóż takiego oczywistego świata nie ma wcale. Nasze zadziwienie jest samoistne i nie wynika z żadnych z czymkolwiek porównań. Zgoda, w mowie potocznej, która nie zastanawia się nad każdym słowem, wszyscy używamy określeń: „zwykły świąt”, „zwykle życie”, „zwykła kolej rzeczy”… Jednak w języku poezji, gdzie każde słowo się waży, nic już zwyczajne i normalne nie jest. żaden kamień i żadna nad nim chmura. żaden dzień i żadna po nim noc. A nade wszystko żadne niczyje na tym świecie istnienie. Wygląda na to, że poeci będą mieli zawsze dużo do roboty.” Wisława Szymborska medal Noblowski przekazała Uniwersytetowi Jagiellońskiemu.

O Noblu Szymborskiej - przyjaciele powiedzieli:

W anglojęzycznym świecie, Szymborska jest najmniej znanym laureatem Nobla, od czasu przyznania go w 1984 roku czeskiemu poecie, Jaroslavowi Seifertowi – z okazji przyznania Szymborskiej Nobla publicysta „Washington Post”, David Streitfeld.

Często skłania się ku afektacji - Czesław Miłosz w swej Historii literatury polskiej z 1983 roku. "Ta nagroda należała się Szymborskiej od dawna (…)Spodziewałem się, ze ja dostanie. Nie ma dziś na świecie tak mistrzowskiej poezji, zarówno na poziomie tekstu, techniki literackiej, jak i od strony filozoficznej".
"Jestem bardzo szczęśliwy, że miałem jakiś skromny udział w udostępnieniu tej poezji amerykańskim czytelnikom" – znany poeta i profesor literatury polskiej na Uniwersytecie Harvarda, współautor (wraz z Clare Cavanagh) przekładu zbioru wierszy Szymborskiej "View with a Grain of Sand" (Widok z ziarenkiem piasku) - Stanisław Barańczak w komentarzu do przyznania literackiej Nagrody Nobla Wisławie Szymborskiej.

Wisława Szymborska naprawdę zasłużyła na tę nagrodę (…) Zasłużyła bardziej niż wielu literackich noblistów w ostatnich latach. Tym razem wyróżnienie na pewno nie miało charakteru politycznego, ani według rozdzielnika - jeśli w 16 lat po Miłoszu Nobla dostaje polska poetka. Szymborska jest w Ameryce od dawna znana i ceniona, choć nie tak znana jeszcze jak na przykład w Niemczech, gdzie otrzymała nagrodę Goethego - mieszkający i tworzący w Waszyngtonie pisarz Henryk Grynberg z okazji przyznania Szymborskiej Nobla. "Nie jestem krytykiem literackim, ale jako Polak serdecznie się ucieszyłem (…)"
"Jako konsument poezji zawsze zaliczałem Szymborską do ścisłej czołówki. Bardzo ją cenię także jako człowieka, który zawsze zachowywał godność i niezależność" - były kurier AK-owskiego podziemia i dyrektor RWE Jan Nowak Jeziorański z okazji przyznania poetce Nobla. 

Najwybitniejsza poetka kraju (…) mistrzyni języka, ekspresji - niemiecki krytyk literacki polskiego pochodzenia Marcel Reich-Ranicki, komentując przyznanie Wisławie Szymborskiej literackiej Nagrody Nobla w wywiadzie dla niemiecko-języcznego serwisu BBC. 
Muszę powiedzieć, że Nobel dla Wisławy nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem. Dzisiaj, kiedy poezja europejska przyzywa głęboki kryzys, Szymborska jest jedyna osoba, która pozwala wierzyć w sens uprawiania i czytania poezji. Ma olbrzymia popularność na zachodzie, w Szwecji, Ameryce. W zeszłym roku przez semestr prowadziłem wykłady na jej temat. Przychodziły na nie tłumy studentów. Po każdym wykładzie ustawiały się kolejki do mojego pokoju. Wszyscy chcieli rozmawiać o Szymborskiej. Na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie wykładam, ostatnio pojawiło się również dużo prac dyplomowych i doktorskich o poezji Szymborskiej. (…) Jest jeden zasadniczy powód powodzenia poezji Wisławy Szymborskiej. Bardzo prosty. Szymborska pisze niewiele, pięć, sześć wierszy w ciągu roku. Pisze tylko wtedy, kiedy wie, ze ma ludziom coś ciekawego do powiedzenia (…) Próbowałem się przed chwilą z Wisią skontaktować. Dzwoniłem do Zakopanego, ale zdążyła już stamtąd uciec przed tłumem dziennikarzy. Ucieczka to nie żadna kokieteria z jej strony. Ona po prostu taka jest. Nie wiem jak osoba o jej skromności przeżyje takie wyrazy hołdu. Po każdej kolejnej nagrodzie literackiej musieliśmy ją reanimować - historyk i teoretyk literatury Stanisław Balbus w „Życiu Warszawy” z okazji przyznania poetce Nobla . 
(…) za poezję, która z ironiczną precyzją pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi ukazać się we fragmentach ludzkiej rzeczywistości - uzasadnienie przyznania Nagrody Nobla w dziedzinie literatury, autorstwa Komitetu Noblowskiego. www.polska2000.pl, Stowarzyszenie Willa Decjusza.

"Wisława Szymborska. Nie tylko poetka, lecz także filozof i mędrzec. Często w jednym jej zdaniu odnajduję coś, o czym myślę pół życia. Czytam i dziękuję, że dane są mi te zdania, klucze otwierające tyle pozamykanych drzwi" - Magda Umer w 3. numerze „Zwierciadła” z marca 2007 roku. 


Krytyka poetki - niczym nie uzasadniona


Największym i bzdurnym zarzutem, rozdmuchiwanym i stawianym przez krytykanckie media i zwolenników PiS, Wisławie Szymborskiej jest jej sympatia do władz PRL-u. W 1949 roku pierwszy tomik wierszy Szymborskiej „Wiersze” (wg innych źródeł „Szycie sztandarów”) nie został przyjęty do druku, gdyż „nie spełniał wymagań socjalistycznych”. Debiutem książkowym został wydany w roku 1952 tomik wierszy „Dlatego żyjemy” z wierszami m.in. „Młodzieży budującej Nową Hutę” czy „Lenin”. Szymborska była członkiem PZPR do 1966. 

W lutym 1953 r. podpisała się pod wspólną rezolucją 52 osobowej grupy członków krakowskiego oddziału Związku Literatów Polskich, potępiającą duchownych (księży i biskupów) kurii krakowskiej, oskarżonych o szpiegowską działalność na rzecz Stanów Zjednoczonych i skazanych przez sąd. Literaci rządali przyspieszenia wykonania wyroków na księżach zdrajcach narodu polskiego. Wielu z przeciwników protestu stwierdziło potem, że poetka ma "krew na piórze"... W roku 1957 Szymborska nawiązała kontakty z paryską „Kulturą” i Jerzym Giedroyciem. W 1964 r. znalazła się wśród sygnatariuszy sfałszowanego przez władze protestu potępiającego Radio Wolna Europa za nagłośnienie Listu 34. W 1975 r. podpisała protestacyjny List 59, w którym czołowi polscy intelektualiści protestowali przeciwko zmianom w konstytucji, wprowadzającym zapis o kierowniczej roli PZPR i wiecznym sojuszu z ZSRR.

Szymborska tworzyła utwory popierające leninizm i stalinizm. Np. w jednym z wierszy z tomiku "Dlatego żyjemy" Lenin został przez nią nazwany "nowego człowieczeństwa Adamem". W owych czasach wielu intelektualistów dawało się zwieść panującej ideologii. Powstawały wiersze o Stalinie, Leninie i popierające ówczesny ustrój. Jednakże sama poetka jasno się odniosła do tego okresu ze swojego życia i przyznała do odrzucenia systemu komunistycznego. Nigdy też nie chciała rozmawiać o swojej tamtych lat twórczości... W roku 1975 przyłączyła się do protestu czołowych intelektualistów sprzeciwiających się wprowadzeniu do konstytucji zapisu o kierowniczej roli PZPR i wiecznym sojuszu z ZSRR.
Prawica nie płacze po Szymborskiej! 

Wszystkie gazety zajmują się wspominaniem Wisławy Szymborskiej. Każda robi to jednak trochę inaczej. Prawica poetki nie lubi, więc "Gazeta Polska Codziennie" umieściła informację o śmierci polskiej noblistki co prawda na pierwszej stronie, ale w małej zapowiedzi działu "kultura". "Nasz Dziennik" poświęcił poetce jedno zdanie na pierwszej stronie.

W internecie aż roi się od złośliwych wpisów, że nikt po niej płakał nie będzie, bo popierała wyroki na księży. Jednakże Redakcja całym sercem jednoczy się z tymi wszystkimi wielbicielami poetki, którzy są nieutuleni w żalu, że odeszła i już jej nie będzie. Natomiast ubolewamy nad rozumem tych, którzy nie potrafią się zachować w obliczu śmierci tak Wielkiej Damy.
W hołdzie Wisławie...

Nazajutrz po śmierci poetki - najpiękniej wypowiadali się o niej Michał Rusinek, Bogdan Zdrojewski,Katarzyna Kolenda-Zaleska (autorka dokumentu "Chwilami życie bywa znośne"), Jerzy Bralczyk, Witold Jabłonowski, Krzysztof Globisz, Stefan Chwin. Żałobne publikacje ukazały się w "Washington Post", BBC, "New York Times", "Coriere della Sera"... 

"Była przeurocza, szalenie dowcipna, z dużą porcją autoironii. Pełna wigoru. Zawsze pamiętam i będę pamiętać jej słowa, gdy odznaczono ją Orderem Orła Białego, że to cudnie móc robić, co się lubi i jeszcze dostawać za to Order Orła Białego" - powiedział krakowski satyryk Marcin Daniec.

"Zaczytywałem się w jej limerykach. Były pełne chumoru... Lub te wiersze, które pisali do niej przyjaciele, podpisując je Andrzej Gołota (Wiśka była wielką fanką tego boksera). Myślę, że nie chciałaby, aby płakano nad jej grobem" - opowiada aktor Edward Linde-Lubaszenko.
Odeszła samotnie

Przez ostatnie lata poetka walczyła z tętniakiem mózgu. Nie lubiła o tym mówić. Nikomu się nie skarżyła i nikomu nie zdradzała szczegółów swej choroby. Nawet jej najbliżsi wiedzieli niewiele, bo Szymborska była Damą. A damy nie rozmawiają o swoich dolegliwościach, operacjach i problemach. 

"Znałem ją jako osobę po pierwsze niesłychanie aktywną, a po drugie, jako osobę, która traktowała życie z dystansem, niesłychanie optymistyczną" - mówi krytyk literacki Jan Pieszczachowicz.

"Do końca zachowała pogodę ducha i zmarła w spokoju i skromnie, cicho i spokojnie" - powiedział jej sekretarz - Michał Rusinek. 

"New York Times" powołując się na wypowiedź Davida Goldfarba z "Instytutu Kultury Polskiej" twierdzi, że noblistka chorowała na raka płuc i z tego powodu zmarła...

Wisława "Wiśka" Szymborska - noblistka, Dama Polskiej Poezji - zmarła we własnym mieszkaniu, w swoim łóżku, we śnie...

Pogrzeb poetki Wisławy Szymborskiej odbędzie się w Krakowie 9 lutego o godzinie 12 z udziałem prezydenta Bronisława Komorowskiego. Zostanie ona pochowana na Cmentarzu Rakowickim. W swoim testamencie Wisława Szymborska wyraziła wolę, aby pochowano ją w grobowcu rodzinnym, gdzie leżą jej rodzice i siostra i aby jej pogrzeb miał charakter świecki, oraz wydała postanowienie o powołaniu fundacji, która będzie miała za zadanie opiekować się jej poezją. Władze miasta muszą uszanować wolę Wisławy Szymborskiej, chociaż zapewne wiele osób chciałoby, aby poetka spoczęła na Skałce obok Czesława Miłosza.

"To była wielka postać Krakowa i tu spocznie" - stwierdził prezydent Krakowa profesor Jacek Majchrowski.


Nagrody i odznaczenia poetki:
  1. Order Orła Białego (2011)
  2. Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (1974)
  3. Złoty Medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis (2005)
  4. Nagroda Kościelskich (1990)
  5. Nagroda Goethego (1991)
  6. Nagroda Herdera (1995)
  7. Nagroda Nobla w dziedzinie literatury (przyznana 1 października 1996, wręczona w Sztokholmie 9 grudnia 1996). Komitet Noblowski w uzasadnieniu przyznania poetce nagrody napisał: "za poezję, która z ironiczną precyzją pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi ukazać się we fragmentach ludzkiej rzeczywistości".
  8. Tytuł Człowiek Roku tygodnika Wprost (1996)
  9. Honorowe Obywatelstwo Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa
  10. Dziecięca Nagroda SERCA za pomoc dla świdnickich dzieci. Za pośrednictwem Jacka Kuronia i jego Fundacji "Pomoc Społeczna SOS" przekazała część Nagrody Nobla na zakup okien do budowanego w Świdnicy Europejskiego Centrum Przyjaźni Dziecięcej.

Publikacje
  1. Tomy wierszy
  2. Dlatego żyjemy, 1952, 1954 (2. wyd.)
  3. Pytania zadawane sobie, 1954.
  4. Wołanie do Yeti, 1957.
  5. Sól, 1962.
  6. Sto pociech, 1967.
  7. Wszelki wypadek, 1972.
  8. Wielka liczba, 1976.
  9. Ludzie na moście, 1986.
  10. Koniec i początek, 1993.
  11. Chwila, 2002.
  12. Dwukropek, 2005 (Nominacja do Śląskiego Wawrzynu Literackiego, kwiecień 2006; Nominacja do Nagrody Literackiej Nike, 2006)
  13. Tutaj, 2009.
  14. Milczenie roślin, 2011, 2012 (2. wyd.)

Zbiory poezji
  1. 101 wierszy, 1966.
  2. Wiersze wybrane, 1967.
  3. Poezje wybrane, 1967.
  4. Poezje: Poems (edycja dwujęzyczna polsko-angielska), 1989.
  5. Widok z ziarnkiem piasku, 1996.
  6. Sto wierszy – sto pociech, 1997.
  7. Rymowanki dla dużych dzieci, 2003.
  8. Miłość szczęśliwa i inne wiersze, 2007.

Inne
  1. Lektury nadobowiązkowe, 1992 i nast. – cykl felietonów.

© Wszelkie prawa do publikacji zastrzeżone przez: polska-refleksje@blogspot.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz