Strony

sobota, 21 lutego 2015

Trzynasta księga Pana Tadeusza - Mrówki

XIII Księga "Pana Tadeusza" według Aleksandra Fredry 

i "Mrówki" według Antoniego Orłowskiego



XIII Księga Pana Tadeusza – erotyczna parodia "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza. Jej autorstwo przypisuje się niekiedy Aleksandrowi Fredrze, ale bardziej prawdopodobnym autorem jest XIX-wieczny satyryk Włodzimierz Zagórski. Poemat - nasycony wulgaryzmami - jest utrzymany w stylu mickiewiczowskim. Opisuje noc poślubną Tadeusza i Zosi, bohaterów parodiowanej epopei. Do XIII Księgi zaliczany jest też erotyczny wiersz Antoniego Orłowskiego "Mrówki", rozwijający epizod Telimeny i Tadeusza w Świątyni Dumania z księgi III. W odróżnieniu od powyższego utworu, nie zawiera wulgarnego słownictwa.


Wspaniała recytacja XIII Księgi Pana Tadeusza
w wykonaniu znakomitego aktora - Daniela Olbrychskiego


XIII Księga Pana Tadeusza
(Małżeństwo z Zosią)



Pan Tadeusz wszedł pierwszy, drżącymi rękami
Drzwi za sobą zamknal ach! nareszcie sami 
Ach! Zosiu, ach! Zosienko jak mi niewygodnie 
Popatrz jak odstaje, popatrz na me spodnie. 
Zosia łzy rzewne roni i za pierś się chwyta, 
Nie wiedziała zaiste czy się ma całować 
Ze swym mężem, czy płakać, czy pod ziemię schować 
Stoi tedy i milczy, Tadeusz pomału 
Jął się przygotowywać do ceremoniału. 
Od chwili gdy ich ślubna przywiozła kareta 
Tadeusz miał myśl jedną - myśl ta to mineta 
(Sztuka wówczas na Litwie nikomu nie znana, 
Dziś już rozpowszechniona, ale źle widziana 
Przez strzegące cór swoich matrony 
I księży, którzy nieraz ganią ją z ambony.) 
Tadeusz we Francji długie lata bawił 
Wielce się w używaniu sztuki owej wprawił, 
Niezmiernie lubił lizać, wyrażał mniemanie, 
Że mineta o wiele przewyższa jebanie, 
Bo kutas zmysł dotyku jedynie posiada, 
Język zas również smakiem prócz dotyku włada, 
A poza tym wszystkie zmysły za wyjątkiem słuchu 
Spełniają pewną rolę, kiedy język w ruchu. 
Na przykład podniebienie ... a i wzrok się raczy 
Tem czego ślepy kutas nie zobaczy. 

Tak myśląc jął Tadeusz pieścić swą Zosienkę 
Najpierw ją z galanterią pocałował w rękę 
Na łożu ją posadził i macając ręką, 
Dwa cycuszki jak pączki wyczuł pod sukienką, 
Rękę niżej przesunął, pod suknie wsadził, 
I po nóżkach od kolan, aż po udka gładził. 
Wyciągnął się na łożu przy Zosi jak długi 
Wydobył jeden cycuś, a potem i drugi 
Wreszcie usta oderwał i w nagłym porywie 
Pół sukienki Zosieńce narzucił na głowę, 
Ściągnął majteczki, długie koronkowe, 
Dar cioci Telimeny, ku nóżkom się schylił 
I zaciśnięte udka po trochu rozchylił, 
Całując je namiętnie od wewnetrznej strony, 
A Zosia zapomniała zupełnie obrony 
I opor dziewiczej trwogi zaraz odrzuciła 
Nóżki jak tylko mogła, tak je rozstawiła 
I chowając w poduszki zawstydzone lice 
Pokazywała mężowi całą tajemnicę 
Co ukryta głęboko wśród złocistych włosów 
Rozowiała niewinnie jak kwiatek wśród kłosów. 

Tadeusz po mistrzowsku wykonał minetę. 
Najpierw lizał po wierzchu, czując tę podnietę 
Jęła Zosia wzdychać, jęczeć w końcu krzyczeć, 
Tadeusz, by jej wiekszej rozkoszy użyczyć, 
Wsadził głębiej, języczkiem jak młynkiem obracał 
Rękami ją od dołu, aż do góry macał, 
Przy czym język bez przerwy coraz głębiej wpychał 
Obracając językiem coraz żywiej, głodniej 
Wreszcie zajęczał cicho i spuścił się w ... spodnie 
Chwilę cicho poleżał i odpoczął krzynę 
Tuląc nozdrza i usta w złocistą gęstwinę. 
Wreszcie podniósł się z łoża, odszedł od Zosienki 
I z lekka ocierając włosy grzbietem ręki 
Jął się żywo rozbierać. Zdjął pas z kutasami, 
Ściągnął kontusz i zupan, buty z cholewami, 
Koszule zdjął przez głowę, hajdawery złożył, 
A gacie przemoczone na krześle położył. 
Wreszcie usiadł na łożu, odsapnął troszeczkę, 
Po jajach się pogłaskał, spojrzał na żoneczkę 
Suknia na twarz rzucona zasłoniła jej lica 
Odsłaniając cycuszki, pępuszek i pice. 
Widok ten znów krew wzburzył w panu Tadeuszu, 
Choć się dopiero spuścił, nabrał animuszu. 
Jął rozbierać żoneczkę, sposobić posłanie 
By tym czasem poczekać, aż mu kutas stanie. 

Zosia już odrzuciwszy wstydliwość wszelką 
Na chuja spoglądała z ciekawością wielką, 
Bo dotychczas o chuju niewiele wiedziała - 
Raz od służebnych coś tam usłyszała 
Drugi raz leżąc w gaju rankiem, w cieniu drzewa, 
Zobaczyła przypadkiem jak się chłop odlewa. 
W grubej garści trzymając jakiś przedmiot wielki 
I otrząsając na liście ostatnie kropelki 
I ciocia Telimena coś jej tłumaczyła, 
Lecz Zosia nie słuchała, strasznie się wstydziła, 
A teraz żoną będąc, dziewczątko uznało, 
Że święty obowiązek zbadać sprawę całą, 
Więc spytała : " Ach to co ? Do czego służy ? 
Przed chwilą taki mały, teraz taki duży, 
Oj! Jak to się rozciąga, jak to się rozwija 
Długi taki i gładki, niczym gęsia szyja. 
A cóż go u dołu tak ładnie przystraja ?" 
Rzekł Tadeusz z powagą : " Zosiu, to są jaja. 
A to co cię w tak wielkie wprawiło zdumienie 
Zwie się (gdy obyczajnie nazwać) - przyrodzeniem. 
Kutasem także zwane, chociaż często bywa, 
Że pospólstwo i chłopstwo chujem to nazywa. 
Przy tym istnieją inne najrozmaitsze słowa... 
A dziwne to, bo przecież ręka albo głowa, 
Choć większe i ważniejsze jedną nazwę mają 
Ten zaś widzieć niewielki, różnie nazywają, 
Tylu dziwnymi mianami. Sędzia nieraz zrzędzi : 
" Jak się gorąc zaczyna, to mnie kuska swędzi". 
Podkomorzy zaś wałem kutasa nazywa, 
A Wojski zaganiaczem go nieraz przezywa, 
Maciek mówi wisielec, bo już stać nie zdoła, 
A Gerwazy na chłopskie dzieci nieraz wola : 
" Nie baw się Wojtuś ptaszkiem". Jankiel cymbalista 
Zwie go smokiem lub bucem i rzecz oczywista 
Jeszcze dziwniejsze nazwy ludzie wymyślają, 
Ułani go na przykład pytą nazywają.". 
Tak wyjaśnił Tadeusz te sprawy powoli, 
A potem tłumaczył jak kutas pierdoli. 
I chcąc poprzeć naukę stanowczym przykładem 
Zaczął wpychać... na próżno, chociaż ruszał zadem. 
Choć sapał, choć się pocił, chuj się nie zagłębiał. 
Jebiąc dotychczas kurwy z francuskiej stolicy, 
Lub nadobne szlachcianki z całej okolicy, 
Nie miał do czynienia z taką ot dziewicą 
Z ciasną, niewyrobioną i zamkniętą piczą 
Co nie zaznała kutasa żadnego 
Więc gdzieżby się tam zmieścił taki chuj jak jego. 
Ani w Polsce, ani na Litwie, ni na świętej Żmudzi, 
Ani wśród drobnej szlachty, ni wielkich dziedziców, 
Ani wśród Horeszków, ani wśród Sopliców, 
Ani wśród Radziwiłłów - książąt przepotężnych, 
Ani wśród Dobrzyńskich, znakomitych mężnych, 
Ni wśród Bartków i Maćków - braci doborowej, 
Ni wśród całej rozlicznej braci zaściankowej 
Nikt tędy chuja takiego nie posiadał. 
Dumny był żen Tadeusz i dzielnie nim władał, 
A do dumy takowej miał słuszne powody, 
Bo na chuju mogł podnieść pełne wiadro wody. 
Chuj Tadeusza mierzył jedenaście cali, 
Gruby jak ręka w kiści, twardy jak ze stali, 
Zahartowany w trudzie, co rzadko się kładzie, 
Zdobny w dwa jaja wielkie jak dwa jabłka w sadzie. 
Jedyny tylko Gerwazy za czasów młodości... 
Słynął ponoć z kutasa podobnej wielkości. 
I dziś jeszcze żartując szlachta się pytała 
Co ma większe Gerwazy scyzoryk czy jaja. 

Otóż tę pyte chciał Tadeusz Zosi 
Na siłe wepchnąć, śmiechem się zanosi 
Zosieńka, tak się bawi, śmieje do rozpuchu 
I jak dziecina woła : " a kuku, a kuku" 
Nagle schwyciwszy zręcznie kutasa do ręki 
Zanuciła przekornie słowa tej piosenki : 
" Do dziury myszko, do dziury, 
Bo cię tam złapie kot bury, 
A jak cię złapie w pazurki 
To cię obedrze ze skórki ". 
" Myszka ?" - krzyknał Tadeusz - " cóż to za myśl dzika 
Nazwać sobie ot myszką, tego oto żbika. 
Ja ci myszkę pokażę, zaraz pożałujesz, 
Do dziury ją zapędzasz ? Zaraz ją poczujesz" 
Tak mówiąc powstał z łóżka i wyszedł z pokoju 
Do przedsionka, gdzie stała wielka beczka łoju, 
Pełną ręką zaczerpnął, natłuścił kutasa, 
Żeby błyszczał jak wielka, czerwona kiełbasa. 
Do pokoju powrócił, zaraz legł na łoże, 
Pomacał dziurkę ręką, palcami poszerzył, 
Przytknął równo kutasa, popchnął i uderzył, 
Rozwarły się podwoje, coś tam z cicha trzasło 
I wjechał kutas w pizde, jak nóż wjeżdża w masło. 
Zabolało Zosieńkę, aż się popłakała 
Rączęta załamując gwałtownie krzyczała : 
" Wyjm, pan, wyjm natychmiast, to okropnie boli !" 
Tadeusz jej nie słuchał, jebie, rżnie, pierdoli, 
Ręce pod pupe włożył i mocno je złączył, 
Dymał, rąbał, chedożył, aż wreszcie zakończył. 
Pięć razy tę zabawe powtórzył 
Pięć razy się spuścił, aż się w końcu znużył. 
Żonę na bok odrzucił niczym sprzęt zużyty, 
Lecz kutas jeszcze sterczał, wielki chociaż syty. 
Wnet też świtać poczęło, Tadeusz zmęczony, 
Jak na męża przystało, legł dupą do żony. 
Kołdre na grzbiet nacisnął, w jaja się podrapał, 
Twarz do ściany odwrócił i mocno zachrapał. 

Ale Zosieńka nie śpi, leży na posłaniu, 
Oczęta ma otwarte, nie myśli o spaniu. 
Przedtem dziewicą będąc, tak bardzo się bała, 
Lecz teraz gdy przywykła, to by jeszcze chciała, 
Chce obudzić małżonka, lecz Tadeusz chrapie, 
Do góry go uniosła, palcami ujeła, 
Obudził się Tadeusz i z uśmiechem prawi : 
" Spójrzcie na tę plotkę, jak ją kutas bawi, 
Mówił kapitan Ryków : " Toć powiadam pięknie 
Baby chujem nie straszcie, bo się nie przelęknie" 
I mówią, że Suworów rzekł raz : " Mili moi, 
U największych rycerzy chuj się baby boi". 
Ale droga Zosieńko, bez twojej urazy 
Zrozum, żem się tej nocy spuścił już sześć razy, 
Trzeba chuja oszczędzać, pozwól mi odsapnąć, 
Mogę ci jeśli pragniesz, znów minetę chlapnąć, 
Lecz lepiej daj mu spocząć, później znów kochanie 
Weź go troszeczke do buzi, a na pewno stanie. 
A wtedy pokaże ci figle rozmaite, 
W Paryżu wyprawiano sztuki wyśmienite : 
Przed lustrem, na siedząco, lub na stojaka, 
Lub też konno na chuju, na boku, na raka, 
A może między cycki, lub też na podnietę, 
Nie wadzi się wykonać podwojną minetę, 
Jeśli wiesz co to znaczy... lecz Zosiu kochana 
Zaraz się zabawimy, zaczekaj do rana, 
Bo miękki kutas niedaleko zajdzie." 

Tak mówił, a Zosieńka oczęta zamknęła 
I tuląc się do niego powoli zasnęła. 
I śniła o niezmiernych rozkoszach zamęścia 
Których zazna przez lata małżeńskiego szczęścia.


Spotkanie się Pana Tadeusza z Telimeną w Świątyni Dumania
i zgoda ułatwiona za pośrednictwem mrówek




Tak i Tadeusz ciągnął za sobą zgryzoty,
Suwając się przez rowy i skacząc przez płoty,
Bez celu i bez drogi. Aż niemało czasu
Nabłąkawszy się, w końcu wszedł w głębinę lasu
I trafił, czy umyślnie, czyli też przypadkiem
Na wzgórek, co był wczora szczęścia jego świadkiem,
Gdzie dostał ów bilecik, zadatek kochania,
Miejsce, jak wiemy, zwane Świątynią Dumania.
Gdy okiem wkoło rzuca, postrzega: to ona!
Telimena samotna, w myślach pogrążona,
Od wczorajszej postacią i strojem odmienna,
W bieliźnie, na kamieniu, sama jak kamienna;
Twarz schylona w otwarte utuliła dłonie,
Choć nie słyszy szlochania, znać, że we łzach tonie.
Daremnie się broniło serce Tadeusza:
Ulitował się, uczuł, że go żal porusza,
Długo poglądał niemy, ukryty za drzewem,
Na koniec westchnął i rzekł sam do siebie z gniewem:
"Głupi! cóż ona winna, że się ja pomylił!"
Więc zwolna głowę ku niej zza drzewa wychylił.
Gdy nagle Telimena zrywa się z siedzenia,
Rzuca się w prawo, w lewo, skacze skróś strumienia,
Rozkrzyżowana, z włosem rozpuszczonym, blada,
Pędzi w las, podskakuje, przyklęka , upada
I nie mogąc już powstać, kręci się po darni,
Widać z jej mchów, w jakiej strasznej jest męczarni;
Chwyta się za pierś, szyję, stopy, kolana;
Skoczył Tadeusz myśląc, że jest pomieszana
Lub ma wielką chorobę. Lecz z innej przyczyny
Pochodziły te ruchy. U bliskiej brzeziny
Było wielkie mrowisko, owad gospodarny
Snuł się wokoło po trawie, ruchawy i czarny;
Nie wiedzieć, czy z potrzeby, czy z upodobania,
Lubił szczególnie zwiedzać Świątynię Dumania;
Od stołecznego wzgórka aż po źródła brzegi
Wydeptał drogę, którą wiódł swe szeregi.
Nieszczęściem Telimena siedziała śród dróżki;
Mrówki, znęcone blaskiem bieluchnej pończoszki,
Wbiegły, gęsto zaczęły łaskotać i kąsać,
Telimena musiała uciekać, otrząsać,
Na koniec na murawie siąść i owad łowić.
Nie mógł jej swej pomocy Tadeusz odmówić.
Oczyszczając sukienkę, aż do nóg się zniżył,
Usta trafem ku skroniom Telimeny zbliżył...
"Co pan robi? nie można! niech pan mrówki łowi!
Panowie tylko prosić są zawsze gotowi,
A mnie tu mrówki gryzą". "Gdzie?" "Koło kolana".
Tadeusz ręką sięgnął — już mrówka złapana.
"Czy jeszcze?" "Pan się pyta a mrówki zuchwałe
Coraz to wyżej idą!" Za pończoszki białe
Sięgać musiał tym razem bohater szczęśliwy,
Że jednak krew nie woda, majtki nie pokrzywy,
Tadeusz sięgnął wyżej, gdzie w cieniu ukryte
Rosną wstydliwe włosy w pierścienie spowite.
Telimena syknąwszy padła na murawę.
Tadeusz porzuciwszy na mrówki obławę,
Otoczył ją ramieniem, ku sobie przycisnął,
Ogień tajemnych pragnień w oczach jego błysnął,
Ustami ust jej szukał — znalazłszy, w zapale
Rozpalonymi wargi miażdżył je zuchwale.
Telimena na razie, śmiałością zdumiona,
Odepchnąć zaraz chciała młodzieńca ramiona
Sił jednak i oddechu w piersiach jej nie stało:
Dreszcz rozkoszy znienacka objął całe ciało,
Ubezwładnił jej członki, rzucił krew do twarzy.
A widząc, że Tadeusz na wszystko się waży,
Uległa. Lecz, że wiele doświadczenia miała:
"Ach! jeszcze kto zobaczy" — z cicha wyszeptała.
I spłoszona a drżąca, na wpół pomieszana,
Między omdlałe nogi wpuściła młodziana,
Odrzuciwszy falbany jednym śmiałym ruchem.
Jak klin, kiedy go z wierzchu uderza obuchem,
Tak się wbił pan Tadeusz bez pomocy ręki
W ukryte w cieniu spódnic Telimeny wdzięki;
A czując, że jej piersi wznoszą się jak fala,
Wzrok namiętny krew młodą w żyłach mu rozpala;
Nie cofa się, lecz dąży bez zastanowienia
Do miejsca, które zwie się szałem zapomnienia.
Jak klacz, kiedy jej jezdziec wbije w bok ostrogę,
Nagle rzuca się naprzód bez względu na drogę,
Tak też i Telimena, jak ostrogą spięta,
Rzuciła na przód ciałem, a białe rączęta
Wokoło Tadeusza owinęła szyi.
Równocześnie jej nogi, jak pierścienie żmii,
Skrępowały młodziana tak, że się zdawało,
Iż razem obydwoje jedno tworzą ciało.
Pan Tadeusz był młody, zdrów i wytrzymały,
Przy tym zbyt wypoczęty, więc swoje zapały
Z rozkoszą w Telimenie utopić był gotów;
A że przyszedł do tego prawie bez kłopotów,
Nie poskąpił też za to ochoty i siły.
Więc go też jej rączęta jak węże spowiły
I pulchne białe nogi ścisnęły jak kleszcze,
Usta zaś wyszeptały: Tadeuszu, jeszcze!
Zaczął się nad nią znęcać jak kogut nad kurą,
Lecz mu po małej chwili oczy zaszły chmurą,
Oddechu brakło w piersiach, więc zrezygnowany,
Dając raz jeszcze nurka pomiędzy falbany,
Zmęczony, legł na miękkim Telimeny łonie
Ukrywszy na jej piersi rozpalone skronie.
Telimena, widząc to, nie zrezygnowała,
A że prócz doświadczenia spryt i rozum miała,
Zatem drażniąc ustami Tadeusza wargi,
Szepnęła pieszczotliwie kilka słówek skargi:
Wszak to było dla ciebie, a co dla mnie będzie?
I mając swoje chuci jedynie na względzie,
Jęła go palić wzrokiem, uśmiechem czarować,
Wodzić ręką po ciele, namiętnie całować,
Wpiła w niego swe wargi, na koniec zemdlona.
Przycisnęła namiętnie młodzieńca do łona.
Poznał tedy Tadeusz, z kim ma do czynienia,
Co znaczy dobra szkoła obok doświadczenia.
Już mu teraz pomogła własnymi rękami,
Własnym ciałem - prócz tego czułymi słówkami
Błagała, by rozkoszy nie popsuł pośpiechem:
Bo przecież noc nie zając - mówiła z uśmiechem -
Nie ucieknie! Wszak prawda, ty moje kochanie?
Jakże to nie być czułym na takie wezwanie!
Jak Moskal, gdy zagrają Boże cara chrani,
Tak rzucił się Tadeusz. Telimena w dani
Wtórną zniosła z młodzieńczej ochoty ofiarę.
Gdyby się teraz hrabia zjawił na chwil parę,
Miałżeby co szkicować: Ponad spódnic zwoje
Sterczało rozdzielonych białych kolan dwoje;
Niżej, w falban, koronek napiętrzonej górze,
Nuża się pan Tadeusz niby w białej chmurze,
Pod nim się Telimena zadyszana wije,
Włos rozwiany, w nieładzie w murawie się kryje.
Pierwszy powstał Tadeusz wnet ubiór poprawił,
Przez chwilę jeszcze oko Telimeny bawił,
Która leżąc omdlała i z sił wyczerpana,
Ledwo z jego pomocą wstała na kolana.
Wnet poprawiła włosy, wstążki i falbany,
A widząc, że Tadeusz, nieco zadumany,
W te do niego bez gniewu ozwała się słowa:
Sądzę, że w tajemnicy wszystko pan zachowa.
Zwłaszcza że czyn pański był nieco zuchwały.
Mówię to nie dlatego by prawić morały,
Lecz postąpić w ten sposób z kobietą uczciwą,
Może nieco zalotną, czułą i wrażliwą,
Korzystać z jej niemocy, wyzyskać jej słabość,
Łagodnie panu powiem, to była zuchwałość.
To niegodne, mój panie!... Jednak wiek twój młody,
Dzień gorący i mrówki, które do swobody
Szerokie dały pole, biorąc pod uwagę,
Przebaczam... Cóż mam robić?... Kto taką odwagę
Wobec damy okazał, jak pan to uczynił,
Ten by tylko w jej oczach zyskał, nie zawinił.
I kiedy ją Tadeusz ścisnął za kolana,
Grożąc palcem, wyrzekła: Oj, łotrzyk z waćpana!



© Wszelkie prawa do publikacji zastrzeżone przez: polska-refleksje@blogspot.com


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz